Nazywam się Mateusz Piepiórka i jestem ceremoniarzem w Archidiecezji Gdańskiej. Wiem, że Bóg nie jest przypadkowy w moim życiu. Nie należę do fanatyków katolickich, którzy cały czas potrafią mówić, że wszystko jest wspaniałe, że Bóg nas kocha. Nie mam wewnętrznej potrzeby, aby o tym cały czas mówić. Wystarczy mi moja intymna relacja z Bogiem, rozmowa, czyli modlitwa i stały kontakt. Chcę pokazywać, że Go kocham choć jest to bardzo trudna droga. Na tym polega mój sceptyczny katolicyzm.
Jestem bardzo słabym i grzesznym człowiekiem. Słabość sprawia, że jestem łatwopalny. Jednak potencjał jakim mnie napełnia łaska od Boga jest jak ogień. Potrafi zjarać moje życie, zmiażdżyć, aby móc dokonać wielkiej zmiany. W mojej ówczesnej parafii jako lektor nie czułem się najlepiej. Będąc również prezesem ministrantów chciałem wymagać od nich służby, ale nie do końca szło po mojej myśli. Bardzo lubiłem kierować liturgią podczas większych świąt, ale zawsze znalazł się jeden człowiek, który nawet nie był ceremoniarzem, tylko starszym w służbie, aby poprowadzić całą liturgię. Przez to zacząłem tracić sens, bo czułem się niepotrzebny. Jednak pojawił się taki moment, że zostałem zapisany na kurs ceremoniarza. Pomyślałem, że w końcu będę mógł pełnić bardziej aktywną funkcję podczas uroczystości. Jednak nie było to takie proste, gdy już pojawiłem się na kursie. Zaskoczyło mnie to, że część osób już w autokarze chwaliła się znajomością różnych rzeczy, które mieliśmy się nauczyć na kursie, po którym był egzamin. Poczułem się słaby. Moja pycha została nieco wypalona. Postanowiłem się przyłożyć porządnie do kursu i zdać go możliwie na maksa.
Poruszyły mnie słowa, które usłyszałem na samym początku poznawania tajników z liturgii. Brzmiały one następująco: „Aby zostać godnym ceremoniarzem, powinniście pokochać liturgię”. I to złamało całkowicie moją postawę wobec kościoła, mszy świętej i zaangażowania. Uświadomiłem sobie, że dotychczas byłem niegodnym uczniem Chrystusa. Nie starałem się. Byłem nieodpowiedzialny i trudno nazwać moją postawę kochaniem Boga. Z każdym wykładem byłem coraz bardziej przerażony wielkością materiałów, ich szczegółowością oraz o tym, jak wielką miłość ma wobec mnie ktoś, kogo odrzuciłem. Zauważyłem, że moje dotychczasowe przekonania na temat całej wiary były nielogiczne i bez sensu. Chodzenie do kościoła i służenie jako lektor było dla mnie standardem, a nie przeżywaniem liturgii.. Miałem uczucie, że dotychczas nie znałem Chrystusa. Pokornie ucząc się materiałów, zrywając nocki czając się z kolegami w jadalni, aby nie przeszkadzać innym w spaniu, uczyliśmy się. Kiedy zdałem egzamin i rozważyłem to, co robiłem przez ten tydzień, bo tyle trwał egzamin, poczułem przebłysk. Jak wiele nie wiedziałem jeszcze siedem dni temu. Pomyślałem sobie, że każdy człowiek, który chodzi do kościoła, powinien sobie uświadomić, co tak naprawdę dzieje się w liturgii, gdzie jest obecny Chrystus, jak wielkim wydarzeniem jest każda msza święta i skąd się to wzięło. Żadna msza nie jest taka sama. Ma ona wielką wartość, o którą warto walczyć. Krótki czas po kursie dowiedziałem się, że została ustanowiona nowa parafii pw. bł. Jerzego Popiełuszko w Juszkowie. Stąd też pochodzę. Dzięki tej sytuacji poczułem, że to On mnie przygotowywał od długiego czasu do tej posługi. Jestem Mu bardzo za to wdzięczny, bo to przygotowanie przez kurs bardzo mi oświetliło kierunek, w którym mam podążać.
Ceremoniarzem będę całe życie. Myślę, że to nie jest tylko tytuł, jaki otrzymałem podczas uroczystej mszy świętej w Katedrze Oliwskiej. To postawa, którą powinienem wypełniać w swoim życiu. Miłość jest dla mnie najwyższą wartością, dlatego organizując kurs lektorski dla ministrantów ze swojej nowej parafii, uczę postawy miłości do piękna liturgii. Uczę, aby chcieli poznawać Chrystusa przez Pismo Święte, które będą wkrótce ogłaszać. Chcę, aby przez to stali się niepokornymi wyznawcami Jezusa Chrystusa.